Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

instynktem kobiecym przeczuła tę zmianę i starała się przypodobać mu więcej niż dawniej. Przedtem niechętnie nawet poddawała się jego pieszczotom; nie była namiętną, a gdy on ujmował ją w swe objęcia, odwracała twarz ze wstrętem przed gorącym oddechem mężczyzny.
Dziś chętnieby zgodziła się na te, unikane dawnej przez nią chwile, nie dla siebie wszakże, o, nie, wcale! — ale dla przywrócenia pomiędzy sobą, a swym kochankiem dawnej zażyłości i tej spójni, jaką odbierana i dawana rozkosz wytwarza. Kaśka nie rozumowała jednak w ten sposób; czuła tylko, że się pomiędzy nimi „urwało“, i chciała nawiązać napowrót zerwany węzeł. Nie wiedziała przecież, jak się już wziąć do tego. Wszystkie najlepsze jej chęci rozbijały się o lodową obojętność Jana, a ostatni sąd jego o „zeszkapieniu“ dobił ją do reszty. Czuła się bezsilną; zrozumiała, że straciła kochanka, i nie miała sposobu, aby go odzyskać.
Postanowiła zwierzyć się Rózi, ale ta ostatnia, zamiast dać jej jakąś praktyczną radę, zaczęła śmiać się z niej jakoś dziwnie, mówiąc przytem:
— W takich okolicznościach rady niema. Puść go także w trąbę i nie żółć się. To zwyczajna kolej, że chłop z początku chodzi koło dziewczyny, a później i nie splunie w tę stronę. Jabym tam nie suszyła sobie nad tem głowy!
Ale Kaśka nie chce zrozumieć tego zwykłego porządku rzeczy. Bez przyczyny tak ją rzucać? przecież to okropne.... Ona w niczem nie zawiniła; trochę przyżółkła na twarzy, — ależ to nie jej wina.
Rózia wzrusza ramionami.
— Eh, mojaś ty! — odzywa się po chwili; — cholera wie, co się tym chłopom podoba; dziś ci powie, żeś królowa śliczności, a bez dzień nazwie cię tłumokiem... A zresztą, może już inna mu w łeb wlazła — dodaje cichszym głosem.
Ale Kaśka porywa się nagle z niezwykłą u niej energją.
— Inna? inna? — woła, pełna wzburzenia i niebywałej u niej złości; — dałabym ja tej bestji, no...