Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczu znawców tylko zrozumiałych. Rysunki te przecinały medaljony gipsowe lub z terracotty, porozrzucane niesymetrycznie, grupami, ot, tak w porządku tworzenia lub w chwili kaprysu. Na medaljonach tych widniały profile rozmaitych ludzi — niekształtne głowy z upartemi czołami, o spłaszczonych czaszkach, lub czyste, klasyczne rysy, ożywione uśmiechem lub pełnem znaczenia sfałdowaniem czoła. Były tam i płaskorzeźby, niewielkie, kwadratowe lub podłużne tablice, z których dopół wysuwały się figury smukłych, nagich kobiet, tańczących z tamburinami lub kąpiących się w lekko marszczonej wodzie.
Na środku pracowni stały dwie olbrzymie postacie, sięgające aż do sufitu nagiemi czaszkami. Dwa te olbrzymy, potworne swą wielkością, ohydne w tem nienaturalnem zwiększeniu, czyniły wrażenie słoni, zamkniętych w ciasnej klatce niemieckich Thiergartenów.
Po odpowiednich emblematach, to jest po kluczach i t. d., poznać było można dwóch apostołów, Piotra i Pawła, przeznaczonych do przyozdobienia jednego z małomiasteczkowych kościołów.
Był to obstalunek, zrobiony ze składek pobożnych parafjan. Pragnęli mieć świętych, tak wielkich, jak żaden kościół w miasteczku; rozmierzyli na łokcie, wytargowali każdy centymetr i co tydzień niemal delegowano deputację dla zbadania, czy święci postąpili we wzroście i czy rzeźbiarz trzyma się ich uwag i wskazówek. Wielkie zmartwienie sprawił tej deputacji ś-ty Paweł, który przynajmniej o czoło zdawał się niższym od ś-go Piotra. Chcieli mieć świętych równych wzrostem, aby nie obniżać żadnego z nich w umyśle wiernych. Przez długi czas nudzili Wodnickiego, aby zrównał głowy apostołów.
— Cóż to panu szkodzi podnieść trochę świętego Pawła. Można go postawić naprzykład na cegiełce, albo na kamieniu.
Wodnicki zaciskał pięście i nie odzywał się wcale, tylko od czasu do czasu rzucał taki wzrok na gromadę „wiernych“, że głuchoniemy, niemylący się nigdy co do natury tego wzroku, chwytał w nadmiarze przestrachu garść gliny i zasmarowywał sobie twarz całą.