Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pominąć opowieści o Feliksie. Jan śmieje się, podbudzony nagle obrazem zwierzęcego przywiązania tej płaskiej dziewczyny dla starego, żonatego człowieka.
— A to ci kawalarka! — mówi; — ja zaraz poznałem, że to musi być rarytny ananas, bo ma takie świdrujące ślepie...
I za oddalającą się Kaśką posyła jeszcze wybuch śmiechu i „to ci kawalarka!“
Wróciwszy do kuchenki, zastała Kaśka Budowską, oczekującą na nią niecierpliwie. Na żółtej twarzy Julji widniało jakieś rozpaczliwe postanowienie, chęć dopięcia, bądź-co-bądź, zamierzonego celu. W ręku trzymała list zapieczętowany, z nakreślonym ukośnie adresem. List ten wręczyła Kaśce, nakazując jej iść natychmiast do Politechniki, odszukać tam rzeźbiarza Wodnickiego i temu wręczyć list, dla przesłania go wiadomej osobie,
— Idź prędko — mówi, zbliżając się do komina, ja obiadu dopilnuję, ty idź i dopytaj się mądrze o tego pana. To jest młody pan, co z kamienia ludzi robi — tłumaczy, podnosząc z nerwowym pośpiechem pokrywki od garnków; — pokażą ci, gdzie on lepi; ty jesteś rozumna dziewczyna, trafisz z pewnością.
Kaśka wychodzi szybko, ogarnąwszy się trochę. Włożyła lepszą spódnicę i stary flanelowy kaftanik. Chciała wstąpić po chustkę, ale cofnęła się już od drzwi strychu. Ona się zagrzeje, idąc; Rózia, siedząc pod strychem, może zziębnąć gorzej. Woli więc zostawić chustkę przyjaciółce.
Wyszedłszy na ulicę, zatrzymuje się, orjentując powoli.
Politechnika! — trudna nazwa — i Kaśka z pewnością by nie trafiła, gdyby nie to, że dawno już, wtedy jeszcze, gdy była u Pinkusów Lewi, przechodziła z niańką przez ulicę, prowadzącą za miasto. Kończyli właśnie budować jakiś wielki budynek i Kaśka stanęła chwilę, aby się dobrze tej masie przypatrzyć. Jeden z robotników, który nawet wyglądał na „starszego“, wytłumaczył zaciekawionym dziewczynom cel, na jaki gmach ten ma być przeznaczony. Tłumaczenie to nie było nader jasne, a Kaśka i Franka nie odznaczały się