Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julja, pozbawiona swych tanich perfum, trociczek i chińskich papierków, wzdychała od czasu do czasu i leżała teraz prawie ciągle z przymkniętemi oczami, jak istota nawpół żywa. Z kochankiem nie widziała się od kilku tygodni. Po śmierci matki nie miała pretekstu wychodzenia wieczorami z domu. Bez kochanka i trociczek — ta kobieta wegetowała do reszty.
Kaśka, po swym upadku, doznała dziwnego uczucia trwogi i wstydu, a uczucie to potęgowało się z każdą chwilą.
Każda kobieta, nawet najniżej postawiona, przychodzi na świat cnotliwą; z chwilą, gdy cześć swą zatraca, rzucając się w objęcia mężczyzny, uczuwa żal wielki, choćby nawet ten upadek został spełniony w najnormalniejszych warunkach, to jest usankcjonowany małżeństwem. Cóż jednak mogła powiedzieć o sobie ta dziewczyna, którą Jan wziął, nie poprowadziwszy wprzód przed księdza i rzuciwszy jej tylko jedno słowo:
— Ożenię się!
I Kaśka w chwilach strasznego niepokoju, jaki szarpał jej duszę, powtarzała sobie to słowo, mające dla niej tak doniosłe znaczenie.
— Ożenię się!
Zapewne, on ożenić się powinien teraz, kiedy ją unieszczęśliwił na całe życie.
Wydaje się porządnym człowiekiem, a ona mu wytłumaczyła, że ów „cylinder“ nie był nigdy jej kochankiem. Nie powiedziała wprawdzie, że to pani wysłała ją do niego, ale przecież Jan powinien się tego domyśleć. On zapewne jej uwierzył, bo sam się przyznał, że to Marynka, spotkawszy go koło śmietnika, opowiedziała mu o schadzkach Kaśki z jakimś „z miasta“.
On nie chciał wierzyć temu latawcowi, ale gdy się sam przekonał, toć Kaśka nie powinna mu być krzywa, że ją trochę poturbował. Teraz już niechże tak będzie, jak Kaśka mówi, ale on sobie wyprasza takie po nocach chodzenie.
Kaśka przyrzeka poprawę, ale mimo złagodzenia się Jana, niepokój nie opuszcza jej ani na chwilę. Dziwno jej jakoś; czasem zdaje się, że jest zupełnie inną