Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem cienie zalegają ogródek. Ponad tym wrzeszczącym, pijanym tłumem noc rozpościera swą zasłonę. Tu i owdzie pojawiają się na stołach świece, osłonięte od wiatru szklannymi kloszami. Ślusarka, zupełnie waniljówką pokrzepiona, staje się niezmiernie czułą i wylaną względem męża.
— Słuchaj, mężu! daj buzi, kiedy cię ślubna żona prosi.
Kaśka przygasłym wzrokiem spogląda na te pieszczoty. Wie, że powinna iść do domu. Państwo czekają. Ba! ale nogi ma jakby z ołowiu, a senność ogarnia ją zupełnie...
Jednak Jan wstaje i płaci kelnerowi rachunek za wypite napoje i chleb z wędzonką. Poczem podnosi prawie siłą Kaśkę i kieruje się z nią ku wyjściu. O! on ma o wiele silniejszą głowę i trzyma się pewniej na nogach, niż ta wielka dziewczyna, która się kołysze prawie, przechodząc koło Marynki. Ta ostatnia spostrzega ją nareszcie i krótką chwilę mierzą się obie pełnym znaczenia wzrokiem. Kaśka, pomimo swej łagodności, pod wpływem podrażniających napojów czuje jakąś nienawiść i głuchą złość do dawnej Jana kochanki. Marynka nie tai swego gniewu na widok „tłumoka“, który spaceruje tak jawnie przy boku jej dawnego kawalera. I mogłoby przyjść do jakiegoś starcia pomiędzy temi dwiema kobietami, gdyby nie interwencja Jana, przeczuwającego jakiś wybuch, mogący mieć złe skutki. Za chwilę Kaśka znajduje się na ulicy, gdzie ją świeższe powietrze przyprowadza do równowagi. Ale Jan obejmuje ją wpół i prowadzi, szepcząc jej do ucha rozmaite dwuznaczne słówka. Kaśka przecież nie poddaje się teraz tak łatwo. Tam, w ogródku, za stołem, to było jakoś inaczej. Muzyka, rozgrzewające napoje, gorąco, wszystko to mieszało ją i odbierało przytomność. Teraz przecież, wydostawszy się na ulicę, choć w części przychodzi do świadomości swego położenia. O! nie,nic z tego nie będzie, nie jest przecież dziewczyną, która się zapomni dla kufelka piwa. Kolację zjeść mogła, nawet pośmiać się i pożartować lubi, ale wie, gdzie jest granica — i Jan, jakkolwiek przyjemny i wcale „ho-