Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nik, przyzwyczajony do widoku nieskalanej jeszcze piękności.
Jan energicznie wziął się do zamiatania chodnika. Jego silny, zdrowy organizm potrzebował ruchu i męczącej pracy. Lubił wczesnym rankiem zamiatać ulicę; chłód, jaki wyziewały ostudzone wśród nocy kamienie, wnikał mu w ciało i ziębił przyjemnym dreszczem.
Ciasna komórka, służąca mu zwykle za mieszkanie, a właściwie za legowisko nocne, dawała zbyt mało powietrza dla jego szerokich piersi Rano wstawał zwykle z głową pełną niezdrowego ciężaru, wychodził chętnie na ulicę, a ująwszy miotłę, w przyśpieszonym ruchu wypędzał ze siebie, według jego słów, „choróbsko, które mu się do głowy cisnęło“.
Dziś, tak jak zwykle, wstał rano i jest już na zwykłym posterunku. Na jego twarzy rozpościera się czerwonawa plama, a zajmując część nosa, kończy się na prawym policzku. Jest-to znak wczorajszej walki i dowód rozmiarów pięści „cisarskiego żołnira“.
Jan nie lubi, gdy mu coś dolega, a właśnie ból nosa dokucza mu w sposób nadzwyczajny. Kanonier ma niezłą siłę, a choć Jan zemścił się, oddając mu poczwórną porcję kułaków, to stanu rzeczy nie zmienia i ból nosa pozostaje zawsze jednakowym. Jan objawia swoje niezadowolenie, plując i mrucząc co chwila:
— Psia krew zwykła, psia krew sobacza...
Rzeczywiście, po co mu było mięszać się do tej całej awantury — niechby żołnierz trochę tę „jezuitkę“ podusił, nicby się wielkiego nie stało.
Ba! — ale Janowi jakoś dziwnie przykro było patrzeć, jak inny mężczyzna Kaśkę chciał całować. Prawda, że mimowoli odsunął się od niej, widząc w żądaniu małżeństwa zaporę nie do przebycia, ale w egoizmie męskim chciał, aby nikt nie dotknął dziewczyny, skoro on pozwolić sobie tego nie może. Przytem, przyznawał się teraz, że lubił zawsze takie duże, rosłe kobiety, a Kaśka miała jeszcze miłe spojrzenie, które mu w piersiach „świdrowało”.
Gdy przechodziła koło niego, to choć na ustach miał żart niepoczciwy, toż wzrokiem ścigał ją i z upodobaniem wpatrywał się w rozwinięte kształty. A potem