Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niej głowę i bez śladu gniewu wyrzekła urywanym, zmęczonym głosem:
— Dobrze, żeś przyszła, nie mogę sobie dać rady z tym samowarem, nie chce się gotować.
Kaśka rzuciła się do roboty, przepraszając w gorących słowach za przedłużenie dozwolonej swobody. Nie wiedziała, że już tak późno, zasiedziała się — ale duchem będzie samowar i za sekundę poda go do pokoju. Pani taka dobra, chciała ją wyręczyć; ona doprawdy nie wie, jak ma dziękować za tak wielką łaskę.
I, przejęta wdzięcznością, całuje panią po rękach, porywa samowar, nakłada węgle, rozpala i całą potęgą swych zdrowych, młodych płuc dmucha wewnątrz blaszanego naczynia, z którego wkrótce czerwonawy blask rozjaśnia pochyloną twarz dziewczyny.
Julja opiera się o ścianę i przygasłemi źrenicami śledzi ruchy Kaśki. To dziwne! ona od półgodziny męczy się, dmuchając w samowar i nic poradzić nie może, a Kaśka w kilka minut załatwiła się z tą nudną pracą. Chciała zasłonić Kaśkę przed gniewem męża, i widząc, że zdrzemnął się, czytając zeszłoroczne dzienniki, wysunęła się cichutko do kuchni, aby przygotować herbatę. Było to zresztą bardzo naturalne uczucie wdzięczności. Kaśka zasłaniała jej nocne wycieczki, ona więc poczuwa się do obowiązku odpłacenia choć w ten sposób bezinteresowne do tej chwili usługi dziewczyny. W ciasnym zakresie swych myśli sądzi, że Kaśka powraca również z miłosnej schadzki, i patrzy na nią z rodzajem niezdrowej ciekawości, chcąc zrozumieć, czy wszyscy ludzie jednakowo kochają i miłość tę objawiają. Kochanek Kaśki musi być jakiś zdrowy, tęgi chłopak, o szerokich plecach, tak wysoki jak ona, bo inaczej śmieszną byłaby ta para. I pani zapytuje nagle sapiącą ciężko nad samowarem dziewczynę:
— Dobrze się bawiłaś? gdzie byłaś?
Kaśka podnosi głowę.
— E! proszę pani, jak tam ja się mogłam bawić... siedziałam do tej pory w kościele!
Julja dziwi się bardzo. Ona chodzi tylko do kościoła rano w niedzielę, na sumę, wtedy, gdy tam widno i wszyscy ludzie chodzą. Po południu cóż robić w ta-