Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodości, Brudne żydowskie knajpy, gdzie rozlegała się wrzaskliwa muzyka, otwierały swe przegniłe wrota, wyciągając wzdłuż dusznych sal lub placyków szumnie „ogrodami“ zwanych całe szeregi stołów o blatach porysowanych, na których kufle piwa lub kieliszki koniaku zmieniały się z przerażającą szybkością, I w słabem świetle osadzonych w glinianych lichtarzach świec cisnęły się całe gromady kobiet, mężczyzn, dzieci, kończąc dzień swiąteczny zalewaniem się strugami piwa, fałszowanej wódki, opychając chore żołądki bryndzą lub ogórkami. Przeraźliwe wrzaski trąby napełniały powietrze, stanowiąc jedyną wznioślejszą rozkosz, mającą podnieść ducha i umocnić na dalszą ciężką i moralną wędrówkę.
I nic, nie urządzono dla inteligentniejszego rozerwania umysłów tej wielkiej gromady, która co niedziela przeciągała tłumami po zacieśnionych ulicach miasta, zdając się wielkim głosem domagać „panem et circenses!” Żadne ludowe przedstawienie, żaden teatrzyk tak zwany ogródkowy nie wyciągał swych gościnnych ławek dla przyjęcia spracowanego tłumu, który radby wysłuchał w przystępnej i wesołej formie moralnej poczciwej nauki, a choćby to rzeczywiście było grochem rzuconym o ścianę, to może młode pokolenie przyjęłoby groch ten nie z uporem starego muru.
Tymczasem fala ludu, postępując wzdłuż ulic smrodliwych i zaciemnionych, wpływała mimowoli do otwartych drzwi szynkowni, aby rozłożywszy się dokoła pooranych bruzdami stołów, chłonąć w siebie strugi odurzających, fałszowanych napojów i wlec się późną nocą do domów, budząc uśpionych mieszkańców wrzaskiem i przekleństwami, drżącemi przeciągłą nutą nad miastem.
Służące uczepione u ramion swych kochanków, dążyły na Wysoką Górę, lub opóźniały się przed bramami — rozsnuwając przed oczami przechodniów obrazy swych miłostek; pruderja i błędne wyobrażenie o moralności ich chlebodawców, odmawiających pozwolenia widywania kochanków w kuchniach, zmuszały poniekąd do podobnych schadzek ulicznych, na czem moralność publiczna nie zyskiwała wcale.
Gdy Kaśka znalazła się nagle wśród tłumu, ogar-