Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kaśka odsunęła się zwolna.
— Pan Jan przekpiwa? A gdzież która porządna dziewczyna siedzi na wiarę?
Jan spojrzał na nią z wyrazem niewysłowionej pogardy. Wydała mu się w tej chwili śmieszną i głupią. On był tak dumny ze swych quasi postępowych idei, pochwytanych w szynkowniach, lub podsłuchanych z rozmów studentów, którym dawniej posługiwał, że roztaczał szeroko te nadzwyczajne przekonania, druzgocząc każdego, kto się im sprzeciwiał. Dlatego nie uznał za stosowne kończyć rozpoczętej rozmowy. Pomylił się widocznie — to nie była dla niego dziewczyna. Chce się wydać zamąż i udaje świętoszkę. On tam żenić się z nią nie będzie!
I z nadzwyczajnem lekceważeniem począł gwizdać popularną piosenkę: „Kochały się dwie Marysie...“, dając do poznania, że cała rozmowa ma być uważaną jako przerwana.
Kaśka stała chwilkę, czując się dziwnie uciśnioną i zawstydzoną. Dlaczego przestał z nią nagle rozmawiać i, spoglądając, wykrzywił tak dziwnie usta? Przecież nie powiedziała nic złego, coby go mogło obrazić. Owszem, starała się mówić ładnie i dobierała wyrazów, aby się nie wydać prostą, ordynarną dziewczyną. Dziesiąta godzina wybiła na ratuszowym zegarze. Jęcząc, przeleciały niskie, donośne tony, i spadły na dachy sennych domów. Coraz mniej przechodniów snuło się po chodnikach, ale za to wiele dorożek pędziło z hałasem w stronę kolei. Co chwila na zakręcie ulicy pojawiały się jasne punkta, jak oczy olbrzymiego zwierza, i zdawały się mrugać, stając się większemi lub mniejszemi, stosownie do ruchu dorożki. Kaśka śledziła te światełka, sądząc, że którekolwiek zatrzyma się przed bramą, że z powozu wysiądzie jej pani i wejdą razem na górę. Byłoby to dla niej wielką ulgą, bo pragnęła uniknąć zapytań pana, na które inaczej — jak kłamiąc — odpowiedzieć nie mogła. Dorożki jednak przelatywały i ginęły w ciemności, goniąc się wzajemnie.
Za chwilę, zajęczało znów w powietrzu. To wiecznie niezgodny zegar paulińskiego kościoła zdawał się spóźnionem echem powtarzać przed chwilą z ratusza