Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

scy ci mężczyźni patrzyli na nią w tak przykry sposób. Cóż ona temu winna, że tak wyrosła i że jej ramiona tak szerokie? Nie powinna nigdy zrzucać chustki, ale zawsze otulać się nią szczelnie, nawet w czasie upałów. To będzie sposób najlepszy.
Mężczyźni postąpili kilka kroków i zbliżyli się do dziewcząt. Rózia odzyskała już dobry humor i przybrała na twarz maskę uprzejmej kelnerki. Starszy z przybyłych był przystojnym mężczyzną, o regularnie zakreślonym profilu i dość zgrabnej postawie. Ubranie jego nie odznaczało się za to zbytnią starannością. Brudna i zmięta koszula otwierała się na piersiach, ukazując brak spinek i dekę piersiową, pokrytą rzadkimi włosami. Kamizelka wycięta, zapożyczona widocznie z balowego garnituru, źle harmonizowała z letnią, rozpiętą marynarką, obciągniętą ku dołowi jakimiś ciężarkami, przepełniającymi kieszenie. Spodnie z tego samego materjału co marynarka, dość krótkie, odsłaniały nogę kształtną i wąską, ustrojoną w czerwone skarpetki z fil d’Ecosse, i lakierowane, lecz wykrzywione półbuciki.
Twarz tego człowieka, przedstawiająca typ czysto słowiański, z nieco zagiętym, krogulczym nosem, ustami łagodnemi, ocienionemi gęstym i pięknym wąsem, przypominała nadzwyczajnie bronzową twarz „Gladjatora“ Welońskiego. I tu i tam był ten sam wyraz bolesnej rezygnacji, żalu za młodością, pokrytego wspaniałą siłą woli, która spazmatycznie podnosi męskie głowy na powitanie śmierci i ze spokojem witać każe możnego, wszechwładnego zabójcę.
Morituri te salutant!
Gladjator pozdrawiał tak cezara, dla którego szedł w bój i szukał śmierci. Na twarzy tego człowieka rysuje się to samo śmiertelne pozdrowienie przed silniejszą od cezarów potęgą, bo przed nałogiem pijaństwa. Wskazuje na to już ta twarz spuchnięta, z drobną siatką zmarszczek, oczyma czerwonemi od bezsenności i nadużycia trunków rozpalających, te ręce małe, kształtne, suche, rozpalone i drżące bezustannie, ta postać złamana, pochylona wiecznie, jakby oparcia szukająca, wreszcie ten głos niepewny, rzucający najczęściej ironiczne a olbrzymią inteligencją tryskające słowa, wre-