Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

duma i złość przeciw niememu świadkowi jego wad i słabości. Czasem piękny kawaler powracał nawpół pijany — wśród ciemności czuł wlepiony w siebie ponury wzrok stróża, co śledził jego skrzywioną postać i drwił z kroków niepewnych. Był to przymusowy powiernik, cichy i milczący pogardliwie, ale zawsze powiernik, co go przyjmował na progu bramy z przykrą surowością, liczył godziny jego nieobecności i prawie odgadywał, ile panicz przegrał w karty i zebrał pocałunków z ust istot, oczekujących na zarobek w mdłem świetle latarni.
Ten to elegant miał, według zapatrywań Jana, pierwszy iść „w taniec“. Po nim cała rzesza drobnych lokatorów, których dzieci napełniały wrzaskami wąskie wnętrze dziedzińca; dalej ten z „majstratu“, taki hardy, opryskliwy, pełen źle strawionej żółci; stara panna z drugiego piętra, której psy zanieczyszczały schody; właścicielka norymberskiego sklepiku, garbata i sucha wdowa,i sługi pani hrabiny, głupie, bezczelne dziewczęta z gęsto przystrzyżonemi grzywkami nad wyblakłemi oczami, wygolony aktor, zajmujący pokoik na dole, który wykrzykiwał dniami i nocami swoje role, — słowem, cały ten dom brudny, źle utrzymany, pełen ludzi nędznie odżywianych, chudych, o profilach wydłużonych, których postacie znikały bez szmeru wśród ciemności zapadającej nocy, jak widma, wywołane ręką magika na brudnej, źle oświetlonej scenie.
Wyjątek stanowiła pobożna hrabina wraz ze swoim, również pobożnym synem. Ci nie poszliby w ów „taniec“, nie ze względu na ich klerykalne usposobienie, ale dlatego, że to było „państwo“, odpowiadające na pozdrowienie Jana zawsze uprzejmem skinieniem głowy.
W naturze tego człowieka było coś z Ragabasa. Jedwabne słówko głaskało go więcej, niż brzęk pieniędzy. Urzędnicy, sklepikarka, aktor, a nawet ów elegant z wiecznie głodnym żołądkiem, przesuwali się koło niego ze złym humorem, — przeciwnie, pani hrabina, gdy po rannej kawie wracała z kościoła na buljon z grzankami, uśmiechała się do Jana słodko i mówiła z uprzejmością matrony chrześcijańskiej:
— Jak się masz, mój poczciwy Janie?