Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Z powodu wystawienia „Naszych Najserdeczniejszych“ Sardou słów parę.

Było wczoraj prawie pełno w teatrze. Lecz mnie to nie imponuje. Było pełno — a mnie było mimo to smutno. Bo dwa tygodnie zaledwie upłynęło od otwarcia teatru a już na scenę wkroczył triumfalnie najgłośniejszy sztukorób francuski, Wiktoryn Sardou. Jak w nim było mało artyzmu, dowodzi fach, któremu obecnie ten dramaturg się oddaje. Stał się fabrykantem sztuk na import dla boskiej Sary.
Poprzednio pisał zręczne komedje, które zdawały się być nawet studjami z natury. Zdawały się być, bo dziś zbladły, pozostały z nich tylko szkielety i trochę pierza. We Francji próbowano niedawno w Odeonie wznowić tych „Najserdeczniejszych“. Nie udało się. Byłam na tem przedstawieniu. Ludzie wychodzili rozczarowani, zawiedzeni. Dawniej zdawało się im, ze to doskonała sztuka... a dziś!
Cóż dziwnego. Umysł ludzki w kierunku smaku estetycznego idzie ciągle naprzód. Dziś mamy tak drobiazgowe, tak mistrzowskie analizy dusz ludzkich na scenie, ze taki płaski psycholog, jakim był Sardou, wydaje się nam dziwnym ze swoją galerją typów, które nic nie wyrażają, już niczem nie są, bo to nie były dusze ludzkie w jej przejawach, jak u Moliere’a lub Fredry, ale tylko zewnętrzne powłoki nagięte do sytuacyj czy to dramatycznych, czy komicznych, według