Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odkładam pióro i patrzę wprost w twarz starca, na twarz tak dobrą, tak serdeczną, tak kochaną, że samo wspomnienie już serce jak promień jesiennego słońca ogrzewa.
— Dlaczego nie piszę... powtarzam zwolna — ha, gdybym miała tę pewność, ze kiedyś choć w części będę tem, czem pan jesteś — pisałabym... może...
A starzec na to z prześlicznym gestem ździwionego dziecka, ze spojrzeniem zamglonych a pełnych smutku ócz — zapytuje:
— A czemże to ja tak wielkiem jestem, moja droga panienko!...

Czem jesteś wielki, niezapomniany cieniu? Czem jesteś ty, który tak niedawno jeszcze byłeś wśród nas i naszym i dzieła swego słuchałeś z tak wielką, szczerą prostotą, jak patrzy chłop na złocący się kłosami zagon, nie pomnąc, że to on go zorał, zasiał i potem swoim zrosił. Tyś był wielkim psychologiem, wielkim malarzem dusz ludzkich, dusz polskich i tak potężną była moc twego pióra, że do dziś dzieło twoje pozostało jednakowo świeże, wielkie, głębokie. Fredro i Bliziński — oto dwaj najwięksi wśród naszych scenicznych pisarzy. Ilu już w was i obok was przeszło, pisało, tworzyło a przecież powodzenie dzieł ich było przelotne, chwilowe. Dziś technika ich sztuk wydaje się nam zwietrzałą, forma brzydką, postacie wprowadzone na scenę nieszczere. Fredro, Bliziński pozostali zawsze doskonali.
Blizińskiego lubią grać aktorzy, a to najlepiej świadczy, iż ciągną ich te wiecznie żyjące figury, a ciągną dlatego, że aktor czuje, iż to nie ulepiona zewnętrznie lalka, ale z całym szkieletem zbudowana postać. Bliziński bowiem pisał tak, jak pracują rzeźbiarze. Brał szkielet żelazny i na tym szkielecie silnym, potężnie skreślonym, narzucał glinę a potem, gdy całe ciało z rąk jego wyszło — rozwieszał: draperję szczegółów. I stąd nie ma w jego ludziach we-