Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siły na niwelowaniu, na zniweczeniu wszystkich wysiłków współzawodnika. Marne to i smutne.

Wieczorem — Lwów widziany zoddali przedstawia się literalnie jakby szerokie, błękitnawe, mgliste pasmo morza poznaczonego lśniącemi światłami gwiazd. Patrzę — i myślę, ile tam w tej chwili pieni się i zatruwa własnym jadem zawiści, ile zużywa zdolności nato, aby pozyskać jakiś migotliwy cel — jaka kuźnia zatrutych jadem strzał — jakie bagno jadu i ślin...
I oto — od miasta, na przywitanie przyleciał ku mnie anonim, brudny — zwykły anonim. Jest w nim wylanie się piany bezsilnego rozwścieczenia istoty niższego gatunku. Nie wspominałabym o nim, bo tak przywykłam do tych objawów ludzkiej podłoty — ale chciałabym, ażeby ten potwór, który anonim ten płodził, wiedział, iż nie osiągnął celu. Nawet nie dostąpił zaszczytu, aby zostać przeze mnie schowany do archiwum. Był na to za brudny i za głupi.
Kwiaty „Dziewczynki z lasu“ pokryły go w mem sercu. Rozwiał się, potargany w strzępy, a wicher te strzępy uniósł — w dal, gdzie majaczą błotniste opary miast.
Tam trafił na rękę, która zdolna jest do tworzenia rzeczy złych, bo prawdziwego Piękna czystego i nieśmiertelnego stworzyć nie jest w stanie.

Lecz list ten przywiódł mi na pamięć Lwów i sprawy jego. Wzięłam do ręki jakiś dziennik i czytam:
„Panna Zofja Czaplińska, artystka teatru miejskiego, opuszcza Lwów, przenosi się do Krakowa“.
„Ciapa“ się nazywa za kulisami — Czaplińska.
I kochamy ją wszyscy.