koło których pająki już powinny były dawno zasnuć pajęczynę zapomnienia.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Kim jest Strasz w tej sztuce — o tem wiemy wszyscy.
Nazwisko Strasza zrosło się niejako z nazwiskiem Żelazowskiego. On ma ten zaszczytny przywilej odtwarzania tego wcielenia niejako nędzy proletarjatu, który staje w jednej chwili jak groźny sędzia i mściciel, wśród tej ruiny kolumn i herbów szlacheckich. Strasza nie można sobie przedstawić inaczej, jak Żelazowskiego i to chyba najwięcej świadczy, jak ten znakomity artysta umiał odczuć, umiał cudownie wżyć się w tę postać bardzo głęboką, bardzo subtelną, bardzo skomplikowaną. Żelazowski potrafił znaleźć owe juste milieu trywjalności Strasza i nie zatrzeć środkami technicznemi żaru całej prześlicznej głębi, jaką ma w sobie ten pisarzyna. — Znamy wszyscy tę interpretację, której się słucha z rozkoszą, która się niejako wchłania w siebie, nie odczuwając ani jednej fałszywej nuty, ani jednego drgnięcia i zawahania się na niepewnym terenie.
Burzą oklasków żegnano Żelazowskiego. — Za wczorajsze wrażenie oklaski — kwiaty — to mało. Taką scenę, jak w akcie trzecim — całą, zacząwszy od pierwszych słów, zamienionych z Fiszerem, należy zaliczyć do najpiękniejszych arcydzieł sztuki scenicznej. Ten duet, to starcie się dwóch kast, to krwawe policzkowanie uprzywilejowanych przez gnębionych, było w grze Fiszera i Żelazowskiego czemś wychodzącem poza ramy sceniczne. Fiszer jest także mistrzem w swym Kotwiczu wiedzą o tem wszyscy.
Nie znam artysty, który z takim przedziwnym taktem umiałby pokrywać bolesnym prawie uśmiechem odbierane w tej roli zniewagi, jak Fiszer. Tak, jak Żelazowski jest jedynym Straszem, tak Fiszer jedynym Kotwiczem na scenach polskich. Do tej dwójki należy dołączyć jeszcze i Gostyńską w roli Łechcińskiej. Jest to w sztuce rola najryzykowniejsza, bo ta totumfacka szlachecka jest najcyniczniejszą istotą