Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z każdego słowa znać było, że pani Bednarzewska rolę swą analizuje i czuje to, co mówi. Przytem cała sylwetka, cały wygląd tej Mańki, był pełen poezji i kobiecego wdzięku.
Pan Feldman, jako rejent, złożył jeszcze jeden dowód swego niepospolitego talentu i umiejętności w umiarkowaniu, trochę czarnego tonu papy Bajdalskiego. — Pani Cichocka (Żegocina), jak zawsze grała inteligentnie i starannie, p. p. Hierowski i Kliszewski byli zupełnie bez zarzutu. Rolkę Genia — wyborną, pełną dowcipu i werwy odegrał p. Stanisławski rozumnie, ale trochę lękliwie, czemu winien zapewne brak prób. Dlaczego jednak reżyserja tak niestosownie umeblowała akt III? A toć to nasz zwykły dwór wiejski i kwiaty zdobiące salon stoją w nim na „schodkach“ drewnianych dawną modą. Tymczasem, akcja rozgrywała się we wspaniałym salonie, z wejściem ozdobionem krzewami, jak na książęcym dworze.
Takie sztuki, jak „Pan Damazy” zasługują na to, aby miały swoje dekoracje, swoje meble, swoje akcesorja. Tu tło musi być tak podmalowane, z taką starannością, jak szczegóły pierwszoplanowe i reżyseria powinna sobie chlubę z tego uczynić, aby to tło było odpowiednie dla arcydzieła, dla jakiego służy. Czy to lato czy nie lato, czy to „nikt nie chodzi do teatru“, z tem się liczyć nie można. Prawdziwie dbający o teatr kierunek nie zna lata, nie zna martwego sezonu, a zwłaszcza wtedy, gdy ze sceny mówi... Bliziński.