Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Boubouroche“ Courteline’a, — „Było to pod Wagram“, Banville’a.

Utarło się przekonanie, że tylko humoryści francuscy potrafią pisać wesoło i z szykiem. I rzeczywiście, wziąć czy to artykuły, czy dzieła sceniczne takiego Renarda, takiego Tristana Bernarda, Wolffa, Courtelin’a Guinon Alfonsa Allais, Goudezkiego i innych, zdumienie przejmuje, widząc, jak się to pieni, jak to aż tryska od humoru. Czy my — Polacy, nie mamy takiego dowcipu? Wszak nas zowią pokrewnymi Francuzom! Z porządku rzeczy sądzićby należało, że my śmiać się nie umiemy, nie mamy z czego, bo chyba nic dla nas pod słońcem tak brylantowo nie świeci, a wszystko do ziemi gniecie. Tymczasem tak nie jest. U nas są humoryści i ci mają dużo dowcipu, ale cóż oni z tym dowcipem robią?
Oto zapełniają strzępy bibuły, nazwane humorystycznemi pismami. I co najważniejsza, to objaw — że ci autorowie weseli — zwracają zwykle swój dowcip ku osobistościom najwięcej pracującym czy na tej, czy na innej niwie i w dowcip ten wlewają cały stek jakiegoś jadu, złości, nienawiści, demoralizując tem ogół, czyniąc krzywdę czci ludzkiej. druzgocąc i obrzucając błotem najszlachetniejsze instynkta, wdzierając się w prywatne życie z zawziętością rozgoryczonych kucharek i marnując w ten sposób talent bardzo subtelny, często dziwnie giętki o głębszym satyrycznym nastroju.