Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nas lęk, porwie nas straszna trwoga. I wątpię, czy kto z nas będzie potem spał, bo zbudzi się w nas dusza, bo ta dusza zacznie się wić w męce i poniżeniu.
Z uczuciem głębokiego szacunku iść należy jutro do teatru, bo to, co ze sceny posłyszymy, to nie jest teatr — to nie jest „sztuka“, to jest tak silne, tak wielkie, jak głos wawelskiego dzwonu.
Nie widzowie wypełnią teatr, ale naród, a na scenie będzie duch narodu i ten duch stanie oko w oko z nami i sercem i duchem naszym wstrząsać zacznie.
To nie będzie sceniczne widowisko — to będzie obrachunek sumienia nas i naszych przodków, to będzie wielka, krwawa spowiedź wśród deszczu łez. Zdawać się będzie każdemu

że jego dusza.
z niego wyszła i obok niego świeci.

Ujrzymy się w pełni naszych występków, omdleń, zwątpień, snów. Będzie to straszne, będzie to okropne — ale będzie potężne, wielkie, zbawienne.
Bo — oto — przyszedł genjusz taki, jakiego naród w żałobie, naród w kajdanach mieć musi.
Czołem przed jego potęgą!