Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Blagierzy“, Michała Bałuckiego.

Kto stoi na miejscu, ten się cofa.
Michał Bałucki od lat bardzo wielu stoi na miejscu, powtarza się, rabuje sam siebie. A przecież swemi „Grubemi rybami“, „Domem otwartym“ — dał nam bardzo świeżą — bardzo piękna metodę tworzenia. On pierwszy poprostu zdjął dach z mieszczańskiego, przeciętnego domu i powiedział: „patrzcie, jak wy wyglądacie w życiu codziennem“. Amadeusz ten patrzył wprawdzie przez płaskie i jednostronne szkiełko, bo tylko patrzył na ludzka „głupotę“ — ale patrzył z taką werwą, z taką prawdą z takim humorem, iż ta werwa porywała, bawiła szczerze i kazała podziwiać talent nadzwyczaj silny i niespożyty. Ale Bałucki sprawiwszy się z głupotą ludzką, powinien był zabrać się do głębszej obserwacji. Talent, siły, znajomość sceny mu na to pozwalały. Bałucki tego nie zrobił. Spoczął na laurach i raz zaobserwowane typy zaczął ubierać w coraz inne nazwiska i szaty i dodawać do nich bardzo dyskretnie rozmaite odcienie głupoty. Lecz to już były manekiny i gdy Bałucki zaczął moralizować i potrącać o ten rodzaj głupoty, który staje się już wadą szkodliwą dla reszty społeczeństwa, zabrakło mu siły, talent w borykaniu się z brakiem ściślejszej myśli i głębszego zastanowienia się zmalał i Bałucki, zdawało się, że, jest w dekadencji — przynajmniej tak wszyscy mówić zaczęli. A przecież tak nie jest.