Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Była to hrabina Skierka wraz z córką. Panna siedziała na ławce, owinięta aksamitną rotundą. Przed nią klęczał posługacz i przypinał jej łyżwy, zaciskając mocno rzemyki. Hrabina stała obok córki i widoczne było, że drżała pod dość lekkim pluszowym dolmanem, jaki miała na sobie.
Zanim zdążyłem do nich przystąpić, już matka wyciągnęła rękę z przesadzoną serdecznością.
— Jak szczęśliwe spotkanie! — zawołała po francusku — cieszy mnie to, żeśmy dziś ślizgawki nie opuściły. Władzia była cokolwiek cierpiąca i miała ochotę zostać, ale ja ją namówiłam i dobrze się stało!
Podałem jej rękę, potem z kolei uścisnąłem dłoń córki. Wydała mi się dziś bledszą, niż przy świetle wieczornem. Obejście jej było także o wiele chłodniejsze i sztywniejsze niż wczorajsze. Skinęła mi głową, nie spojrzawszy nawet, a ręka, którą ująłem, zdała się być z drewna. Zdjęła ze siebie aksamitną rotundę i szczupła, smutna swą chudością, uwydatniającą się pod szarem suknem paltocika, pomknęła jak cień wzdłuż brzegów, nie zamieniwszy nawet słowa z matką.
Zawołałem na posługacza i kazałem sobie przynieść z domku klubowego parę łyżew —