Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Coś tam nurtuje w tej maciupej główce, aż kreska przecięła dwie starannie podczernione brewki.
Raziewicz myśli w duchu, że to już od kilku dni cud taki zamyślony. Może ma jakie zmartwienie, jakie kłopoty. Kto to wie? Przecież i „takie coś“ ma zmartwienia. Temu nikt nie zaprzeczy.
Doszli do kamienicy, w której Niutka mieszka.
Raziewicz chce się żegnać.
— Chodź na górę! — mówi Niutka.
Drapie się na drugie piętro po niebardzo czystych schodach. Wchodzą.
Drzwi im otwiera amalgamat rozczochranych włosów, brudnej jedwabnej różowej bluzki, twarzy pomiętej dziwnie i ogromnych sarnich oczu.
Jest to „Pirlipata“, pokojowa Niutki, nazwana tak przez chlebodawczynię z powodu przedziwnel szpetoty, nawodzącej na pamięć narzeczoną dziadka od orzechów ze słynnej bajki Andersena.
Na codzień Pirlipata przedstawia typowe potyradło, nie umiejące nic, biorące dużą pensję, ale zato tłukące wszystko, czego się dotknie.
Od progu Pirlipata anonsuje radośnie:
— Zbiłam kompotjerkę...
Niutka rzuca w nią parasolem.