Strona:Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tadek ryknął płaczem.
— Mamo! Jadzia się bije! — wrzeszczał, otwierając szeroko usta i podskakując na krześle.

∗                    ∗

Noc.
Zwrócona twarzą do ściany, w rurkowanym czepku i długiej nocnej koszuli, leży Elszykowska, podobna więcej do trupa, niż żyjącej istoty.
Ta jedna godzina uczyniła ją zgrzybiałą staruszką, zmieniła jej rysy, pogrzebała w tym szmacie ciała ją samą, jej serce, jej duszę, jej istotę życia.
Nigdy przez umysł jej nie przesunęła się myśl, iż Bełszyński może przestać być korepetytorem jej syna. Było to przecież bardzo logiczne, ale ona, w chwili gdy kochać zaczęła, wykluczyła logikę ze swego programu umysłowego. I nagle spadł na nią ten grom, pociągając ją w ciemnię po chwili słonecznego blasku. Czuła teraz, iż to, co ją wiązało z Bełszyńskim, nie było jedynie zadowolniouą potrzebą serdecznego uczucia, lecz że razem z nim jednoczył się jeszcze jakiś prąd świeży, coś doskonalszego nad to co ją otaczało, czego nie rozumiała, jak gąsiennica w pochwie zamknięta, lecz co przeczuwała jak ta, która była może już kimś na wzór Bełszyńskiego, kimś co w górę szedł, ku szerszym gościńcom, ozłoconym blaskiem idei.
Lecz gdyby ją kto zapytał, co jest idea, lub co stanowi wytycznię owych szerokich gościńców — nie umiałaby na nie znaleźć odpowiedzi. Tak samo nie umiałaby określić rodzaju bólu, jaki szarpał jej całą istotę.