Strona:Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
OSTATNI PROMIEŃ.
SZKIC
przez
Gabryelę Zapolską.

Ściemniało się już zupełnie, gdy Elszykowska weszła cicho, tłumiąc odgłos swych kroków, do przedpokoju.
Potarła o ścianę zapałkę, którą trzymała w ręku i błękitnawy ognik zabłysnął wśród ciemnej przestrzeni.
Ognik ten oświecił od dołu twarz kobiety i odbił jej słaby cień na ścianie pokrytej szarem, bezbarwnem obiciem.
Elszykowska zbliżyła się do kinkietu wiszącego naprzeciw wieszadła — lewą ręką uniosła w górę szkło, prawą wraz z zapałką zbliżyła do knota, poczem rzuciła dogasającą zapałkę na ziemię, zasadziła szkło, poprawiła knot i teraz oparła się o ścianę tuż obok kinkietu, z którego biło na nią niepewne żółtawe światło złej i taniej nafty.
Kobieta stała długą chwilę z rękami zwieszonemi po obu stronach ciała — wysoka i smukła, nawet chuda, w swej zużytej bluzce z ciemno czerwonej wełny, ściśniętej w pasie zrudziałą czarną wstążką. Brązowa spódnica zwieszała się z bioder sterczących fiszbinami gorsetu, rękawy bluzki, zbyt ciasne, ściskały ramiona i napędzały do rąk krew, znaczącą się błękitnawemi pręgami na tle żółtej skóry.