cierpi, tata także... — tłómaczyła, jąkając się i mieszając pod moim badawczym wzrokiem.
W pięć minut wiedziałam więc wszystko.
Wiedziałam, dlaczego Małka w wiosenny poranek „przez łzy“ na świat patrzy.
— Patrz pani — wyrzekła po chwili, otwierając znów książkę, — jak to poprostu z pod serca wyrwane... Czy nie tak się dzieje na świecie? Rzeczywistość jest zaledwie połową prawdy. Poza tak, wydartem z ust nieopatrznej młodej dziewczyny, ileż razy kryje się słowo nie, które serce woła z rozpaczliwem łkaniem!... Czy, jeżeli ja stanę jako panna młoda, serce moje zawoła „tak?!...“ nie, tysiąc razy nie!... A gdybym nawet zbuntować się chciała i głośno powiedziała to, co serce czuje, gdzież się uda taka głupia dziewczyna, jaką ja jestem!? Wreszcie u nas rodzice mają inne prawa nad dziećmi, wolno im złamać życie córki dla „karjery“, dla losu... jak mówią. Taki los! taki los, toć lepiej grób...
Umilkła, patrząc łzawo w przestrzeń. Była w tej chwili dziwnie piękną w tem rozżaleniu bezmiernem, które przedwczesne brózdy na jej dziecinnem czole rysowało.
— Ja moich rodziców nie winię — wyrzekła po chwili. — Oni mnie kochają i robili wszystko dla mego dobra, ale robili źle, bo teraz to wychowanie, które mi dali, jest poprostu nieszczę-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/124
Wygląd
Ta strona została skorygowana.