Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ELKA.

To dobrze!... Skoro go jeszcze spotkasz, nie mów z nim wcale Julko. Ani ja, ani ty, nie powinniśmy go znać więcej. To był zły duch nasz... (po chwili) Jak ten deszcz o szyby bije! (pauza) Tak... co to ja. Ach tak!... Chciałam cię o coś prosić, bardzo, bardzo... Starsza! moja droga, święta, starsza, nie odmów ty mi tego!

JULKA (zbliża się do kanapy).

Uspokój się... co tylko w mej mocy, zrobię, możesz być pewna... o co ci chodzi?

ELKA.

Chodzi mi o... nią...

JULKA.

O kogo?

ELKA.

O... nią!... O tę jego... żonę!... Ty wiesz, ona mi się ciągle śni. Ciągle, ciągle. I zawsze taka smutna, taka strasznie smutna i taka strasznie dobra, jak wtedy, gdy tu była i mówiła do mnie, że się na rozwód godzi. — Ona go kochała i pewnie ciągle kocha. — Jak stąd wychodziła, to miała oczy pełne łez... Ja zaraz pomyślałam, że mi to szczęścia nie przyniesie... i nie pomyliłam się.

JULKA.

Więc o co ci chodzi Elko?

ELKA.

Ja chcę... żeby ona wiedziała, że ja za niego