Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hymnem swym ludzkie dusze w wyżyny, gdzie ból jest rozkoszą, smutek — urokiem chwil samotnych, a radość olśnieniem niespodzianem, hałaśliwem i zło wróżącem.
— Tylko zdrowi są estetyczni!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Mietek był chory, zawsze chory. Gdy matka wyczuła krzywiznę kręgosłupa przez koszulkę „źle rosnącego chłopca“, podniósł się w całym domu lament i wrzask.
— On będzie garbaty!
Ojciec ze zmartwienia przez kilka dni nie chodził „do handelku“ na śniadanie. Matka nie zastanawiała się nad kolorem wiosennego en tout eas. Garbaty! Ich syn! Tak higienicznie chowany! Najlepszy dowód: inne dzieci. Cacka! Prościuchne lalki w garniturkach marynarskich, jak ametysty w złotej oprawie lśniących loków, albo dziewczynki białe boules de neige, całe śnieżne, różowe, z nóżkami-poematami w białych kamaszkach. Aż wiało od nich zdrowiem.
Tylko — ten... Mietek.
A potem — nowy wydatek. Trzeba rozpocząć leczenie. Instytuty ortopedyczne i tam dalej. Prostują, wyłamują, wyciągają. Może co poradzą. I codziennie, najprzód z matką lub ojcem, potem mniej uroczyście z guwernantką albo sługą idzie szaro ubrany Mietek „do pana doktora“. Idzie cicho, milcząc, bez opo-