Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wone i płeć straci swą przejrzystość.... I tak dziś nigdzie nie wyjdę, bo nawet wyjechać niepodobna podczas tak brzydkiej pory. Nie pojmuję, poco Bóg urządził te „pory roku...“ To dobre dla astronomów i dla tych, co wydają kalendarze; ale co mnie naprzykład po jesieni? Co mnie jesień obchodzić może?
Wchodzi panna służąca i powoli odsuwa zasłony u okien.
Hrabina. Co robisz? Wiesz, że blasku znieść nie mogę.
Panna służąca (do siebie). Spodziewam się... pierwsze zmarszczki!
Hrabina. Co mówisz?
Panna służąca (układnie). Nic, pani hrabino... mówię tylko... o! Ten pierwszy śnieg!
Hrabina (biegnąc do okna). Śnieg? Mówisz śnieg?... Ależ to niepodobna!
Panna służąca (do siebie). Paf! Pojechała! (Głośno). Tak, pani hrabino! Padał całą noc... O! Jakie wszystko białe..
Hrabina. (przerażona). Prawda!... Lecz, wielkie nieba! Co teraz ze mną będzie?
Panna służąca. Co pani hrabinie się stało?
Hrabina (padając na fotel zupełnie zgnębiona). Nie mam w co się ubrać!...
Panna służąca. Jakto? A kostjum pluszowy? A dolman wytłaczany? A żakietka angiel-