Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Skrzy się po nocy, a po dniu bieli jak suknia oblubienicy.
Zdaleka miękkie i zda się ciepłe jak puch, zbliska mroźne jak... serce mężczyzny. A pełno tego w powietrzu, kręci się jak miljardy białych motylków, niezdecydowanych, czy do ziemi przypaść, czy w niebo ulecieć... kręci się w zawrotnym tańcu, podbiega, już już zda się, że osiądzie... Nie! Patrz, dalej ucieka, jak kokietka dziewczyna w kotyljonowej figurze.
Gdy byłam mała, mówiono mi, że śnieg to pióra aniołów, które ze skrzydeł swych strząsają — wyciągnęłam rękę, kilka tych białych płatków spadło mi na dłoń, lecz zamiast piór anielskich ujrzałam po chwili kroplę wody... kroplę, bardzo do łzy podobną.
I w brylantach śniegu dojrzałam wiele smutku i niedoli ludzkiej obok promiennych blasków djamentów, białości angorowej rotundy i tonów walca, płynących zdaleka.
Pierwszy śnieg! Ten pierwszy, który niesie ze sobą zapowiedź groźnej zimy, szału karnawałowego, całunów grobowych i tych