Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zbliżyła się do pani Robert — i ze współczującym wyrazem twarzy, zapominając niemal, że ona była pośrednią sprawczynią tej ciężkiej krzywdy, zaczęła słodkim głosem:
— Pani ma jakieś zmartwienie?... Pani tak pobladła!...
Lecz stojąca przy ścianie kobieta oderwała się z cienia, pod wrażeniem głosu portjerki, zdawała się powracać do przytomności i odzyskiwać panowanie nad sobą.
Wrodzona jej duma budziła się, nie chciała poddawać pod wzrok ciekawy trywjalnej istoty rozpaczy, która jej duszę szarpała.
— Nic mi nie jest — odrzekła z wysiłkiem; — dziękuję pani za jej troskliwość.
I zebrawszy dookoła siebie fałdy ciemnego płaszcza, znikła we drzwiach schodowych, jak cień dumny i nieugięty.
Pani Croizelle zmarszczyła brwi, patrząc z nienawiścią na oddalającą się kobietę.
— Brudna Prusaczka! — mruknęła, nie mogąc w duszy swej znaleźć większej obelgi dla ulżenia swej złości.
Tymczasem robotnica, uklęknąwszy na ziemi, zbierała fiołki i hiacynty, rozsiane na podłodze.