Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Łamało się w niej jednak coś i wołało — precz konwensanse — czy nie czujesz, że ten człowiek pochwycił twą duszę za skrzydła i wleczesz się za nim teraz bez siły swej i woli.
Szaleństwo!
Ten fakt realnego istnienia swej wizji zaczął budzić w niej chęć postawienia i siebie na realnym gruncie.
Założyłą mustikierę — i zapaliła elektryczność.
Zarzuciła na ramiona batystową matinkę oszytą puchem koronek.
Obejrzała się po pokoju.
Uderzył ją niemile nieład, który panował dokoła. Biel jej sukien i bielizny, koronki i falbany, spódnice rozrzucone, kłębiły się po dywanie i meblach. Na srebrnem lustrze była duża warstwa kurzu.
— Sensu niema — pomyślała — ten człowiek je, śpi, mówi, żyje — podczas gdy ja jestem bliska pomieszania zmysłów.
Niecierpliwie zaczęła wszystko sprzątać i układać w kufrach i szafie.
Wreszcie stanęła przed lustrem.
Jak ja wyglądam! pomyślała, przerażona swą bladością i dziwnym wyrazem ócz, który bardzo zmieniał rodzaj jej urody.
Zaczęła czesać włosy i wciąż wpatrywała się w lustro.
Śmierć! No więc cóż? Wszakże o śmierci dawno wiedziała. Po co wmawiać w siebie, że to dopiero on odkrył przed nią, że śmierć się zarysowuje. I tem miałby już uwięzić jej duszę.?
Szaleństwo!
Uczesawszy nadzwyczaj starannie włosy — ułożyła się do snu.
Zagasiła elektryczność i leżała tak okryta cienkiem prześcieradłem, pod którem znaczyło się jej śliczne, trochę wątłe, ale nadzwyczaj kształtne ciało.
— Chciałabym wiedzieć, kto on — myślała delikatnie, jakby dzierżgała koronkę — skąd — czy ze Lwowa, czy z Królestwa, czy z Poznania. Mówi jasno, otwarcie, bez żadnego akcentu... tylko ma głos, głos... och! jaki głos...
Przedstawiać go sobie chciała realnie, jak najrealniej, jak najwięcej po ludzku. Mimo jednak tych usiłowań przychodziło jej to z trudnością wielką.
Ciągle szybowała wyobraźnią na ciemny brzeg morza, pod sklepienie gwiazd — i widziała siebie bladą i nieruchomą w rękach nieznanego człowieka, którego twarz i postać ginęła w cieniu, a słowa otwierały przed nią nagle horyzonty nadzwyczajnych i szerokich jak tarcza słoneczna myśli.