Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przykład. Ty często na skrzydłach twych myśli garniesz ku sobie legendową postać Madonny. Tak, garniesz, bo jesteś kobietą i masz chwile prawdziwej poezji. Lecz, czy kiedykolwiek zadałaś sobie trud odtworzyć sama, według twoich duchowych pragnień i pojęć, taką Madonnę? Nigdy! Brałaś ją gotową. Szłaś do Ghirlandaja i patrzyłaś na jego dzieło. Ależ to była jego Madonna, jego pojęcie, jego skrystalizowanie legendowych marzeń. Widziałem u ciebie nad klęcznikiem Murilla. Po co! Na co! Czy — gdy mówisz Ave — żadna wizja nie wykwita z twej duszy? Gdybyś ty wiedziała, jakie ja widzę Madonny — nie przez pryzmat duszy Rafaela ani Cimabuego. Nie — one są moje — chwilami całe owite w czarną chmurę, ledwo dostrzegalne po za tą smutną czernią, prawie groźne, to znów delikatne i powiewne, gdy słońce zaświeci, jak roztopiona łza, jak rosy kropelka.
Czasem mi taka legenda przesunie się wizją wielkiego, potężnego Majestatu w koronie błyskawic, w stopach bosych, tonących w puchach gronostaji, a gdy dusza moja tonie w błogim spokoju, nie widzę wcale Madonny, lecz ją odczuwam koło siebie i wtedy jest dla mnie najprawdziwsza i najdoskonalej istniejąca. Gdy patrzę na płótna Mistrzów, doznaję chwilowo zaspokojonej ciekawości. Podpatruję ich pojęcia, widzę choć bardzo niedokładnie jakiś cień ich nastroju. Ale powtarzam raz jeszcze, dla mnie to tylko zaspokojenie ciekawości. Wychodzę z założenia, iż każde dzieło sztuki winno być dla widza pretekstem do tworzenia własnego arcydzieła. Już późno. Cisza dokoła wielka i prawie uroczysta. Wolę ten list przerwać. Mówiłem w nim dużo, ale mówiłem i także bardzo mało. Po co mam jednak pisać więcej? Skoro pani zwróciłaś się i zwróciłaś się pięknym porywem, ten zwrot zatarł „tamto“, które mogło mnie nie zdziwić, bo mnie nic nie dziwi, ale pozostawić jakby rysę, jakby coś nagle zmąciło mi czystą taflę jeziora. W tej chwili rysa się wyrównała, przedemną tafla prawie cała srebrna, ja patrzę na nią i czekam, co mi duch twój na tafli tej girlandami gwiazd rzuci?

J.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Helena, nie rozbierając się, stała długo z listem Weryhy w ręku. Prześlizgnął się po jej duszy i spłynął, nie zostawiwszy śladu. Czyta go, a w jej umyśle dźwięczały puste słowa. Chwilę spróbowała zamknąć oczy i wyobrazić sobie Madonnę. Boże stopy toną w gronostajach? Nie, nie. Ona niema żadnego własnego wyobrażenia. Same utarte, te muzeów i reprodukcyj cisną się jej gotowe do jej mózgu. Tez Weryho jest szaleniec. Dlaczego on szuka jakichś nadzwyczajności? Do tej chwili słyszała, że za pomocą dzieł sztuki