Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niesie ją daleko i nigdy nie zatrzyma się już ani na rozrywkę, ani na powtórzenie się pchnięcia sztyletu, jakiem bezwarunkowo była dla niej godzina agonji, w której Hawrat ją opuścił.
Lecz oto wróciła.
I teraz zmieniło się wszystko.
Wróciła do dawnego życia, do drobiazgowych, niemiłych zajęć, do materjalnych obowiązków swego istnienia.
Musiała słuchać relacji stróża, kucharki. Musiała regulować rachunki tapicera i innych dostawców. Musiała zająć się życiem i wejść w nie, pomimo swego bólu. W ten sposób zbudziła się z letargu.
Lecz było to straszne przebudzenie. Razem z niem powróciła świadomość spadłej na nią katastrofy, która w całej grozie i z brutalnem natręctwem nastręczała się przed jej oczy...
Odpychała ją i walczyła. Napróżno. Materjalne i drobiazgowe strony życia nasuwać jej zaczęły drobiazgowe przyczyny jej cierpienia.
Zajęcia domem wywołały wspomnienia domowego napozór, a tak słodkiego pożycia z Hawratem.
Pierwszy obiad spożyty na rogu stołu, spożyty samotnie, nasunął jej na oczy trattorie na Lido, nadbrzeżne namioty, któremi wiatr od lagun poruszał, podczas gdy Hawrat nalewał do szklanek ciemno rubinowe Chianti.
Śniadanie podane jej do łóżka — przypomniało balkonik wśród rozkwitłych nasturcyj na Wilhelmshöhe — klomby kwiatów, płomienną kokardę Lili i ten sygnał z dołu w formie pęku purpurowych róż, wzniesiony ku niej ręką Hawrata.
Te drobiazgi zrobiły swoje. Tysiącami szpilek, jak rój strasznych i bezlitosnych os, rzuciły się na jej serce.
Wyjęte przez świeżo przyjętą pokojowę z kufrów suknie szarpnęły nią w straszny sposób. Białe wełny, liliowe muśliny, przepojone heliotropem, rozwiały się dokoła nakształt mar.
Biały szal, rzucony na poręcz fotelu, dopełnił miary. Z całą szybkością kobiecej wrażliwości Helena w tych fałdach białej tkaniny odnalazła siebie dawną, tę inną, tę jego, tę — Hawrata.
Rzucił się na nią cały straszny wampir, opadł na jej kark i wtrząsać nią zaczął.
— Weź to! weź to — zawołała rozdzierającym głosem do zdumionej tym nagłym wybuchem pokojowej.
Zostaw mnie!...
Dziewczyna wyszła, przymykając cicho drzwi.
Instynktem kobiecym wyczuła, iż pozostawia Helenę sam na sam z jej nieszczęściem.