Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

U drzwi tych stała Helena z początku ździwiona.
Próbowała dostać się do wnętrza, lecz od razu zrozumiała, iż ma przed sobą przeszkodę nie do przebycia.
Czy duch Karola pragnął być samotny i w samotności tej pozostać na zawsze, czy duch jego miał za temi zawartemi wrotami jakąś ukrytą zazdrośnie tajemnicę — tego już Helena przeczuć nie mogła.
To jedno wiedziała, że ona żyła dla Karola cała przejrzysta i jasna.
Znał ją w każdym ruchu, w każdym geście, w każdym odruchu jej duchowej istoty.
Lecz on — pozostał dla niej sfinksem — przed którym napróżno łamała się w bezsilnej chęci dostania się przed oblicze jego duszy. Miłość jej była zadowoloną względem niej samej, nie miała życzeń, wszystkie one w złotem kole, zakreślonem możliwościę granic potężnego hymnu uczucia, — zostały wysłuchane, lecz gdy ona teraz z kolei pragnęła stanąć na tem miejscu, na którem Karol znajdował się względem niej — wyczuwała przed sobą głuszę i pustkę.
I tak ją to całą na wskróś przeszywało bólem, iż straciła siłę i możność zorjentowania się w tej sytuacji. Nie mogła znaleść punktu, który posłużyłby jej za oparcie w tych chwilach i który może skierowałby ją na właściwą drogę.
Kilkakrotnie, z niezręcznością pewną — jakby nagle oślepła, rzucała się ku tym zamkniętym wrotom cichej, duchowej świątyni.
Lecz — oto — spotyka się z jakąś siłą i chłodem, którego nie przewidywała.
Instynktem cofała się, czując, że straciła na chwilę grunt pod stopami.
— Dlaczego jesteś tak skryty? — zapytała raz stłumionym i jakby niepewnym głosem.
Lecz on zdawał się być ździwiony.
— Ja? skryty? Ale ja jestem zanadto otwarty. Dlatego mam tylu nieprzyjaciół...
— Nie... nie... — pochwyciła Helena — ja czuję, ja rozumiem.
— Co? co?...
W niej aż dech zamierał z niepewności.
Bała się powiedzieć mu otwarcie, o co jej chodzi — lękała się płoszyć widma, któro niewyraźne tuż koło siebie czuła.
Lecz nagle postanowiła przemódz ten lęk i sformułować bliżej swe cierpienie.
— Ja nie jestem dla ciebie tem, czem ty jesteś dla mnie!... wymówiła z wysiłkiem.
On nie zaprzeczył.