Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/656

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spokoju. I tak jak jej pesymizm był sugestyą metafizyczną, spłodzoną przez niemoc fizyczną i moralną, tak i inne przeobrażenia, którym kolejno ulegała, poczynały się głównie w chwilach jej fizycznego i moralnego rozstroju.
Nazywano ją „Fin-de-siècle’istką“ — nazwę tę przyjęła w pierwszej chwili chętnie i ściągała do niej jak magnes żelazne opiłki, wszystko, co usprawiedliwić tę nazwę mogło.
Lecz przeszła ona mimo tego wszystkiego, co stanowiło istotną potęgę końca tego wieku, przeszła, zgarniając wachlarzem ku sobie rój much złotych, brzęczących nad szmatem ścierwa, które wiek ten wyrzucił ze swych wnętrzności, jako bezużyteczne i gnijące odpadki. Owiał ją tylko powierzchowny oddech tych, którzy iść muszą na ofiarę, tej pewnej części piany, szumowin, często pełnych słodyczy dekadenckich ironij — lecz zbytecznych dla dalszego rozwoju społecznego dobra.
Przeszła mimo — i z piany tej utkała sobie szatę, przystroiwszy ją w świetlane punkty teozoficznych zagadnień. Brzeg tej szaty był umaczany w błocie obłudy i cudzołóztwa — na głowie zaś miała dyadem ezoteryzmu, który teraz cierniami nierozwiązanych mistycznych zapytań w mózg jej się wpijał.
— Jestem chorobliwym wytworem całego wieku — myślała — wszystko spłynęło ku mnie i teraz te różnorodne fale, powstałe w pojedyńczych mózgach tysięcy ludzi — żłobią mój biedny mózg i pokazują mi jak w kalejdoskopie całą seryę... niknących obrazów!
Niknące obrazy?
Nie!... każdy bowiem z tych cieni wyrył się w niej i pozostał, składając się na całość jej istoty....