Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/652

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pytanie olbrzymie, doskonałe, zwracające się ku tym, którzy cierpią... Wszystkie wasze wrzaski na dekadentyzm, symbolizm i tysiące innych „izmów“ — są to skrzeczenia żab w obec tego majestatu świtającej jutrzenki sprawiedliwości. Nędzne, małe i nikczemne macie dusze, nędzny mały i nikczemny jest wasz dorobek, skoro nie widzicie i nie macie w sobie nic... oprócz owej ślepej wiary, z której zrobiliście sobie frymarkę, handel i wyzyskujecie ją na wszelkie sposoby po cztery grosze od wiersza...
Drżała cała z oburzenia jak liść. Helenę przejmowały także dreszcze, gorączka ją ogarnęła. Patrzyła w Rózię jak w tęczę.
Rózia chciała jeszcze dalej mówić, lecz nagle na środek salonu wpadła Żabusia z roziskrzonemi oczami.
— Co się tu dzieje? — zawołała — panna „emancypantka“ rozpuściła buzię jak widzę i zapomina, że ten dom jest moim domem!
— Nie — odparła Rózia — nie mogę zapomnieć... gdybym nawet na chwilę zapomniała, obecność tego pana (wskazała na Hohego) przypomniałaby mi gdzie się znajduję!...
Żabusia rękę w kierunku drzwi wyciągnęła.
— Precz — zawołała blada z gniewu — wynoś mi się stąd... idź gdzie chcesz... gdzie ci się podoba!...
Rózia poskoczyła rychło do jadalnego pokoju i w tej samej chwili powróciła, wlokąc za sobą żakiet i kapelusz.
Zacięła teraz usta i drżącemi rękami wdziewała na siebie ubranie.
Rak próbował pośredniczyć.
— Żabusiu!.. Róziu! — mówił płaczliwie — co