Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/627

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Idzie do kościoła — pomyślała Helena — maj... majowe nabożeństwo.
Przypomniała sobie, iż bardzo dawno babka Bednawska prowadziła ją do kościoła na owe majowe nabożeństwa i że najwyższym smutkiem Heleny było przyglądanie się z ławki dziewczynkom, sypiącym kwiaty przed księdzem co szedł pod baldachimem.
I ona pragnęła mieć białą muślinową suknię, zakręcone w trybuszony włosy i biały wieniec na wypomadowanej głowie.
Lecz Babka Bednawska oparła się temu występowi swej wnuczki, twierdząc, że kwiaty na procesyi sypią tylko „szewcówny z Podwala“.
Helena przełknęła łzy i pocieszała się śpiewając cieniej i donośniej, niż inne dzieci suplikacye i Zdrowaś Marya.
Niemniej przeto — wspomnienie tych nabożeństw majowych odżyło w niej z całą siłą.
— Pójdę do kościoła — pomyślała, zwracając się w stronę Leszna.
Lecz idąc odpadła ją ta chęć pobożna.
— Nie, nie — mówiła w myśli — po co? Nie czuję potrzeby kultu... po co tam pójdę?... Dla mody?... Mam dosyć już tych modnych kierunków! Teraz nastąpiła moda zwracania się ku kościołowi. Niechże niemam ochoty poddawać się nowemu prądowi.
I szybko znów zawróciła i szła w poprzednim kierunku.
Idąc, myślała, iż teraz nagle nastała moda ślepej wiary, rzeczy mistycznych, facyend legendami — i że dokoła kościoła teraz zaczął się skupiać prąd mody. Musiała jednak przyznać, iż kler mało brał w tem udziału. Handlowali głównie karyero-