Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/618

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bezmiernie rozszerzonemi. Zrozumiała w tej chwili, iż Born wierzył w jej prawość, zrozumiała, że to przyznanie się do stosunku z Hohem zadało cios śmiertelny jego ufności.
Czuła, iż musi się usprawiedliwić i zaczęła szukać w swej myśli „okoliczności łagodzącej“. Lecz nie mogła jej znaleźć. Jedyna okoliczność łagodząca był jej szał zmysłowy... Wszakże tego na swe usprawiedliwienie przytoczyć nie mogła.
Born stał wciąż milczący i blady. Oddychał ciężko, tak jakby nagły ciężar przygniótł mu piersi.
Zapanowała głucha, rozpaczliwa cisza:
Salonik był pełen słońca i woni wiosennej, która płynęła z otwartego na ulicę okna. Od miasta dolatywał czasem turkot dorożki, niewyraźny krzyk ulicznika.
Helenie znów łzy nabiegły do oczów.
Do jej rozpaczliwego stanu przyłączył się teraz smutek z dobrowolnie zadanego ciosu, który pomiędzy nią i Bornem kopał całą przepaść.
Zaczęła w myśli szukać sposobu moralnego zbliżenia się do tego człowieka.
— Ja... posłucham rady pańskiej — wyrzekła wreszcie nieśmiało — pójdę ztąd do domu... nie będę służyć za medium Żwanowi!
Lecz Born, patrząc na nią, powtarzał:
— Kochanka Hohego... kochanka Hohego!...
Ona jednym skokiem znalazła się tuż przy nim.
— Tak — zaczęła gorączkowo, czepiając się kłamstw i wybiegów, jako zwykłej swej broni — tak... byłam kochanką tego człowieka... lecz stało się to wbrew mojej woli... byłam na wpół przytomna raz jeden!... o!... raz jeden, przysięgam, uległam przemocy... Broniłam się... lecz...