Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/609

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i małe. Dokoła niej snuło się życie codzienne małe, szare i jednostajne. Od walk i nędz proletaryatu odwracała głowę. Zajmowały ją jedynie wypadki wykwintniejsze, bardziej skomplikowane, pokryte lakierem cywilizacyi i światowej obłudy. Nędzarz, goniący za kawałkiem chleba nie ciągnął jej ku sobie, steeple chasse cudzołoztwa duszy lub wyścigi do jakiegoś wyższego celu, do osiągnięcia sławy, zaszczytów, ludzkiej pochwały, reklamy — bawiły ją stokroć razy więcej. Szerkowski dopomagał jej, wskazując ścieżki, któremi chude wierzchowce tych pań i panów — wierzchowce dusz, gnanych szpicrutą próżności — biegły, skacząc przez karkołomne przeszkody. Proletaryat pędził po codzienny chleb, szmatę do okrycia nagości ciała i trochę opału. Gdy nędzny ten koń padł — bryzgał dokoła potem i krwią. Nie należało mówić o tem głośno, a zwłaszcza nie należało brać upadku tego za temat do powieści. Było to bowiem bagno, którego się nie porusza. Natomiast te inne wyścigi były to sprawy palące, społeczne i obyczajowe — należało jedynie patrzeć na nie, włożywszy różowe okulary. Lecz Helena okulary te stłukła i patrzyła szeroko otwartemi oczami, usiłując na usta wywołać śmiech. Chciała naśladować w śmiechu tym Szerkowskiego, lecz zapomniała o jednej ważnej rzeczy.
Szerkowski stał na boku i patrzył na ludzi, którzy nic z nim wspólnego nie mieli. Żył otwarcie, jawnie, bez cienia obłudy, pijąc często i uchodząc za człowieka „wykolejonego“.
Ona zaś, Helena, widziała w tych migających sylwetkach swe własne rozmaite fazy, ową pogoń za błyszczeniem, za niezwyczajnością, za zadowoleniem zmysłowych zachcianek...
Jak w zwierciadle widziała teraz swą własną