Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/604

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słowny, przecięty był co najwyżej uściskiem zimnej, alabastrowo białej dłoni.
— Och!... mogłabym tak przesiedzieć trzy, cztery, pięć nocy... życie całe — mówiła dalej młoda dama — dla mnie mężczyzna nie istnieje... potrzebny mi tylko dla psychologicznego dopełnienia.
— Dla mnie także!
— I dla mnie także! — mówiły inne.
Niektóre chwaliły się, iż zaprzestały najzupełniej być... żonami swych mężów.
— Ten „zwierzęcy“ akt mnie oburza! — wołały. — Tański ma słuszność, nazywając to niskiemi popędami i poniżeniem naszej duchowej istoty!
I tu Helena zabierała głos.
Otwarcie, śmiało i jawnie przyznawała się do swego odosobnienia, w jakiem od lat tylu żyła. To co one dopiero teraz zdołały wywalczyć fortelami, ona wprowadziła w swój program życiowy oddawna.
Świeżawski żył z nią wprawdzie pod jednym dachem, ale nie był jej mężem.
Jedna Żabusia w tym całym klanie rozwijała inne zasady i poglądy.
Ona żyła w jak najlepszej harmonii moralnej i fizycznej ze swym Rakiem.
Na jej słowa powstawał krzyk.
Ta Żabusia była niemożliwą. Któż widział poddawać się tak „panowaniu zwierzęcia“!...
Czasami, w rozmowie potrącono o Borna i Jadwigę. Mówiono o nich, sznurując usta. Jadwiga była zgubiona dla towarzystwa. Uczciwe kobiety nie mogły mówić o niej nawet pomiędzy sobą... Helena próbowała żartować, znaleźć śmieszną stronę