Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pytał mnie po herbacie — czy Drechner nie umarł, lub czy Towarzystwo kredytowe nie odmówiło ci pożyczki ze względu na dęte cegły, jakie są główną podstawą solidności twych kamienic...
— Szerkowski jest głupiec i pijak...
— Cóż znowu!... to najrozumniejszy i najtrzeźwiejszy człowiek pod słońcem. Jemu przecież zawdzięczamy wyprowadzenie nas z tej jaskini łez i rozpaczy, w której (niczem Lamartine!) byliśmy pogrzebani.
— To ty, nie ja...
— Być może!... lecz ja przez uprzejmość i przyzwoitość małżeńską używam liczby mnogiej. Nie trzeba bowiem zapominać zanadto, że jesteśmy...
Zawiesiła głos i dodała, parskając śmiechem:
— Małżeństwem!...
Śmiała się tak serdecznie, iż Świeżawski śmiać się również zaczął.
— Ach... małżeństwem! — powtórzył.
— Właśnie, małżeństwem — odparła Helena — teraz tylko jesteśmy rozsądni, nie zatruwamy sobie życia i idziemy jedno do Sasa, drugie do lasa... Wobec ludzi mamy „twarz marmurową“, lecz wszyscy wiedzą, iż związek nasz jest dobrowolnem połączeniem się dwojga osobników obdarzonych własną wolą i nienawidzących się wzajemnie. Jesteśmy prawdziwe małżeństwo Fin-de-siècle... nic więcej!...
Rzuciła te ostatnie słowa z nadzwyczajną niedbałością, zanurzując brodę w czarny puch boa.
Miała w tej chwili wygląd dużej czarnej papugi skrzeczącej słowa, które posłyszała w przelocie.
— Wolność zupełna... voila! — dodała.
Sanki stanęły.