Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oto pański Kryszna...
Zwróciła się ku Szerkowskiemu:
— Czyje to wiersze? — spytała.
— Stefana Mallarmé!
— A, to... symbolista?...
— Nie, to harmonista!
— Harmonista?...
— Tak, gdyż uważa głównie na harmonię słów, na harmonię słów i harmonię obrazów, słowami temi wywołanych...
Helena zastanowiła się chwilę.
— W takim razie — to prawdziwa poezya — wyrzekła powoli.
— Nie — odparł Szerkowski — gdyż pan Hohe-Tański jej nie lubi i jest z niej niezadowolony.
Helena skrzywiła się ironicznie.
— Jedna więcej pochwała na korzyść tej poezyi. Czy nie mógłbyś mi pan pożyczyć utworów Mallarmégo?
— Chętnie... ale trzeba zacząć od Baudelaire’a.
— Znam go... wolałabym odrazu przejść do was, do dekadentów.
— Dobrze, dam pani Corbiére’a, Villiers de l’Isle Adama, Mallarmégo... Rimbauda... Verlaine’a. Ostrzegam jednak panią, że owa harmonia jest często przerwana zgrzytem... Jeżeli pani nie znosi pociągnięcia palcem po szybie — niech pani ich nie czyta.
Lecz Helena przerwała mu gwałtownie:
— Panie drogi, ów pisk dręczonego szkła — to muzyka codzienna. Czyż kiedykolwiek możemy rozpływać się w błękitnej sferze, bez dojrzenia plam, które nas drażnią boleśnie...
— Boleśnie? podjął Szerkowski — boleśnie?