Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/559

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem jednak jak fakir ów był trenowany! — odparł z żywością Żwan.
— Dlaczego nie użyjesz tych samych przyrządów, jakie ci służyły do doświadczeń przed moim wyjazdem? — zapytał Samana.
— Zniszczyłem je w przystępie rozdrażnienia — wyrzekł Żwan — wtedy gdy pewna część prasy napadła na mnie za to, że ośmieliłem się leczyć chorych suggestyą myślową. Pamiętasz, jak ci panowie wołali: Medycyna nie może żyć hipotezą, ani metafizyką mistyczną!... Metafizyka!... Mistycyzm!... Daremnie starałem się im udowodnić, że to, do czego dążę i że środki, jakich używam, nie mają nic wspólnego z metafizyką i są równie „materyalne“ jak ich kataplazmy i metody antiseptyczne. że fluid mój, który łączy się z fluidem mego pacyenta i wydaje mu rozkazy, istnieje tak jak ich fenol i brom, lub morfina... Napróżno!... Zakrzyczano mnie — nazwano szarlatanem, istotą szkodliwą, zabijającą mych pacyentów! Ustąpiłem... lecz dziś chciałbym znów przystąpić do walki — bo kiedyś, za tysiące lat, dzisiejszy pogląd na te kwestye będzie tak śmieszny, jak owe hiszpańskie i francuskie nazwy krajów i przylądków wchodzących w Atlantyk i noszących pompatyczną i zarozumiałością ludzką tchnące nazwy... Finisterre!...
— Jeżeli więc chcesz przestać być ślepym i widzieć to co dla zwykłych ludzi zakryte, powinieneś uczynić to, co czynili ci, którzy oczyszczali ducha i starali się poddać go pod władzę swego pierwiastku!...
Lecz Żwan pochwycił obie ręce Samany i trząść niemi zaczął.
— Nie mogę, Samano najmilszy, iść na pustynię, bo pustyń niema a do Sahary daleko... Nadto,