Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



XII.

Gdy wchodziła do bramy dużej piętrowej kamienicy, w której mieszkał Siennicki, przejął ją dreszcz trwogi. Nie mogła się jednak cofnąć, jakaś demoniczna władza popychała ją teraz i stalową dłonią popychała jej kroki. Cały dzień, powróciwszy z kąpieli, błąkała się po domu rozżalona i nie dostrzegła nawet strasznej bladości i mgłą zaszłych oczów starej Bednawskiej, która od rana, skurczona leżała na swem łóżku, nie odzywając się wcale.
Helena, przed wyjściem z domu, zdjęta nagłym żalem, ucałowała nogi staruszki, obute w filcowe pantofle i miękim, cichym głosem pożegnała się ze sługami.
— Być może, iż wrócę późno, wypijcie herbatę bezemnie!...
Sługi wytrzeszczyły oczy i postanowiły urządzić sobie pogawędkę „przed bramą“.
Helena, schodząc ze schodów, spotkała kilku ludzi, jęczących pod ciężarem ogniotrwałej kasy.
Za nimi ukazał się cylinder Swieżawskiego.
— Wychodzisz? — zapytał, dostrzegłszy Helenę, która na przejściu przycisnęła się do muru —