Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

próbować. Ponieważ jednak, jak każda neurasteniczka, potrzebowała jakiegoś punktu, koło którego przez pewien czas myśli jej, czyny i dążenia kręcić się powinny, uczepiła się myśli o mężu i zaczęła poniekąd czuć nie dla Świeżawskiego, ale dla myślenia o nim, sympatyę. Jego brak zupełny nerwów, silne zdrowie, równowaga i zimna krew a w danym razie energia zaczynały jej imponować z oddalenia. Porównywała go do Hohego, Siennickiego, wszystkich tych, którzy się koło niej kręcili i jego wysoka, silna postać zaczynała róść w jej chorobliwej imaginacyi i nabierać pewnej przewagi.
Kelner ponownie do drzwi zastukał.
— Proszę jasnej pani, powóz już zajechał.
Ona, przejęta ciągle myślą o Świeżawskim, uczuła nagłą potrzebę mówienia o nim głośno.
— Schodzę, proszę wziąć ten sakwojaż i powiedzieć furmanowi, żeby jechał prędko i nie spóźnił się na pociąg... Mąż na mnie czeka...
Szeleszcząc podszewkami spódnic, zeszła ze schodów i wsiadła do powozu.
Kelner kłaniał się nisko.
Powóz ruszył.
Helena rzuciła się w głąb i wydęła ironicznie usta, patrząc na budowle zakładu, na mały domek, obrośnięty dzikiem winem z zamkniętemi szczelnie okiennicami.
Młoda kobieta przybrała wyniosłą minę istoty dumnej swą moralną i fizyczną równowagą.
— Szpital waryatów — wyrzekła mimowoli głośno i na dźwięk własnego głosu drgnęła nerwowo.
Woźnica obejrzał się szybko.
— Jaśnie pani co mówi — zapytał.