Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czuwa przy niej ojciec. Śpi teraz, zdaje się, że jest uratowana i ona i dziecko. Tylko...
Rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami.
— Przemów pani do niej, po swojemu — odparł doktór — ręczę, że zdołasz wymódz na niej, iż przestanie wywoływać podobne wypadki!
Twarz Heglowej powlokła się smutkiem.
— Czy pan sądzisz, że nie użyłam wszelkiej swej wymowy i perswazyi, podczas gdy pani Anna przyszła do mnie po poradę w Warszawie? Ody jej oznajmiłam, że ma zostać matką, wpadła w rozpacz, wołając: nie chcę, to mnie oszpeci, będę się wstydziła, jakże ja się tak ludziom pokażę!... Mówiłam do niej długo, dawałam rady, przestrogi, prosiłam, ażeby schowała gorset, nosiła wolne suknie — przyrzekła!... Dziś widzę, iż słowa moje były grochem na ścianę. Obecnie uniknęła wypadku, lecz czy zdołamy ocalić to biedne dziecko, którego ona nie pragnie, nie żąda...
— To jej rzecz — odparł doktór — są pewne natury, mające odrazę do tworzenia a natur tych coraz więcej! Dobranoc, pani Hegiel!...
Roześmiał się.
— Mówię: dobranoc a ani ja, ani pani dziś oka nie zamkniemy! Za godzinę zejdę do sali balowej i wszystkich moich pacyentów przyprowadzę do zakładu. Inni niech się trzęsą, skoro im to do życia potrzebne!
Wyszedł, zamykając cicho drzwi za sobą.
Heglowa zbliżyła się do łóżka, na którem leżała Helena.
Zdziwiła się, widząc, iż ta ostatnia patrzy na nią zupełnie przytomnemi i spokojnemi oczami.
— Jakże się czujesz? — zapytała Heglowa, pochylając się nad swą dawną przyjaciółką.