Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nięta, omdlewająca, ciągnąc za rękę jakiegoś mężczyznę, ubranego we frak i biały krawat.
Oboje, trzymając się za ręce, podeszli ku kinkietom.
Helena uchwyciła się kurczowo poręczy krzesła.
Przed nią na scenie, stał Hohe.
Kłaniał się z tym samym wytwornym uśmiechem, z jakim po raz pierwszy skłonił przed nią głowę w chwili poznania.
Przez tłum publiczności przebiegł szmer.
— Autor, autor!...
Oklaski wybuchnęły ze zdwojoną mocą. Damy przesyłały ku scenie oznaki aprobaty, mężczyźni bili brawa. Żabusia piszczała, jak prosię i nagle rzuciła na scenę swój bukiet. Było to hasło. Wszystkie kobiety zaczęły rzucać trzymane w ręku kwiaty, odpinać je od staników, wyjmować z włosów, Żabusia szybko porwała bukiet irysów, należący do Heleny i rzuciła go na scenę. Helena wyciągnęła rękę, chcąc przeszkodzić, ale rzecz się już stała. Hohe i Sosnowiczówna zbierali kwiaty i Helena dostrzegła w ręku literata czerń swych irysów.
Zirytowana, chciała zrobić wymówkę Żabusi, lecz ta pędziła za kulisy po córkę, gubiąc po drodze wachlarz i rękawiczki.
Kurtyna zapadała powoli, jakby z żalem.
Sosnowiczówna, oprócz rzucanych przez damy bukiecików, dostała masę wieńców i olbrzymich bukietów. Hohe zaś duży wieniec laurowy, opasany białą wstęgą.
Szerkowski nie wstawał z krzesła, tylko włożywszy ręce w kieszenie od spodni, zanosił się od śmiechu.
— A to zabawa — wołał — uwieńczenie poety, muza w bieli, apoteoza wieśniaków, nowy objaw