Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cichy wiatr przebiegł gałęzie drzew, węże, murzyni, karły poruszyły się, zakołysały, biały dreszcz przebiegł gazony. Psy wyły wciąż, rozdzierając tęsknicę powietrza. Przez ciało Heleny przebiegały wciąż zimne prądy. Zdawało się jej, że jest o wiele lżejszą. Na czoło wystąpiły krople potu. Najwyraźniej oddzielała się od niej jakaś dla niej nieuchwytna część jej istoty i rwała się ku górze. Paznogciami wpiła się w ścianę domu, łamiąc dzikie wino, które okalało okno. Instynktownie, materyalnie czepiała się ziemi. Na myśl przyszli jej lunatycy, po dachach chodzący.
Nagle zastukano do drzwi jej pokoju.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi się otwarły i na progu stanął Siennicki.
— Przyszedłem po panią, pójdziemy w stronę lasu, będziemy się denerwować...