Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

egotystą — do wyboru. Winienem czynić to, co mnie nie udręcza i nie dręczyć nikogo! Oto moja moralność! Niech każdy myśli o sobie a wtedy owo społeczeństwo będzie szczęśliwe, bo każdy, pracując nad swem własnem zadowoleniem, wytworzy ową sumę ogólnego dobra!
Pochylił głowę na oparcie fotelu i ręką szukał ręki Heleny. Ona nie cofała swych dłoni, owszem, ujęła długą i chudą rękę mężczyzny i pod fałdami swego szala przesuwała wzdłuż jego dłoni swe palce, delikatnie, miękko, tak jak to czynił dawniej Hohe w pierwszych chwilach swego z nią poznania.
Szerkowski śmiał się cicho.
— Dekadenci górą! — zawołał — pan Boniecki pobity... z honorami!...
Lecz Siennicki mu przerwał:
— Nie nazywaj mnie pan dekadentem, proszę!... Jestem tylko nerwowym i lubiącym spokój człowiekiem!...
— Ja zaś jestem dekadentem — zawołał Szerkowski — dekadentem, jeżeli w ogóle istnieje dekadencya! Według określeń mędrców mam drwić z religii, z nauki, z miłości, z ofiary obywatelskiej, z etyki, z poezyi, słowem z całego sklepu rozwieszonej na tandecie świata starzyzny. Drwię kolejno, nie wierzę a dla wypełnienia programu szczypię się, aby obudzić w sobie jeszcze resztki sumienia... Och, lady Makbeth!... Franciszek Moor, Daniel, wierny sługa, ze świecą krzywo obsadzoną w lichtarzu, Erinnye i owo oko, patrzące na Kaina z grobu... Wiecie, Wiktor Hugo... „Legenda wieków“... Och!...
Lecz Boniecki zbliżył się ku niemu i pochylił się prawie nad jego krzesłem.
Panu się dużo przebacza! — wyrzekł — pan