Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w swe posiadanie wielka newroza!... Nie jest ona ani niespokojna, ani zrozpaczona... Rozkoszna ciuciurutka!...
I znów nastało długie milczenie.
Z domu, w którym mieścił się zakład, doleciały echa fortepianu.
Szerkowski szarpnął się niecierpliwie.
— Znów grają!... Polecę i fortepian, tę gędziebną skrzynię według purystów języcznych, pięściami rozgniotę.
Lecz Siennicki wyciągnął ku niemu rękę.
— Daj pan pokój! — wyrzekł leniwo — to denerwuje!...
Raison de plus, ażeby im kazać być cicho!
— Nie, to przyjemnie denerwuje!
Nagle odezwał się głos Heleny:
— To panu zaszkodzi!...
— To nic, to nic, zaszkodzi to potem — przyjemnie to teraz!...
Lecz od strony przeciwnej przerwał mu głos męzki, basowy.
— Oto cała pańska filozofia, panie Siennicki, owo teraz, nic na potem!
— Nie jestem utopistą — odparł Siennicki — wiem, co jest teraz, nie wiem, co będzie potem. Kto mi zaręczy, że dożyję jutra a przytem ciało moje jest chyba moją niezaprzeczoną własnością, o tyle, o ile, o własności w tem egoistycznem społeczeństwie mowa być może. Dlaczego więc nie mam mieć prawa zadawalniania chęci cierpienia tego ciała, jeżeli ma do tego ochotę? Czy to panu ujmę, albo krzywdę przynosi, panie Boniecki?
— Nie, ale obowiązkiem moim jest ostrzedz szaleńca, który mimowoli naraża się na cierpienie.
Siennicki wzruszył ramionami.