Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzień, niema sposobu się ciebie dobudzić a teraz zrywasz się nagle na równe nogi. Trzeba cię będzie do czubków oddać, czy co...
Lecz ona szła ku niemu prosto, mając twarz nabrzękłą i całą siną od snu i łez w obramowaniu rozrzuconej masy włosów.
— Czy to „Kuryer“ — spytała — pokaż!
On podał jej dziennik i zaczął, pochyliwszy się pod lampą, czytać wycięty kawałek gazety, który leżał na stole.
— Wyciąłem tylko te wiersze — wyrzekł — dla ciebie nie mają żadnego znaczenia a mnie mogą się kiedy przydać...
Helena oparła się o stół. Zaczęła znów drżeć jak w febrze.
— Wiersze? — spytała — jakie wiersze, czyje?
— Nie wiem, to w korespondencyach prywatnych o... zatytułowane „Do Prawdy!“
I czytać zaczął:

Krótka sierocych dwojga serc rozmowa,
Co tęskniąc, kochać mogą tylko zdala!
Gdzie tylko losu zaniesie cię fala.
O Prawdo moja, niech cię Bóg zachowa!
O jedno błagam — niechaj choćby echo
O tobie, w smutku będzie mi pociechą!

Położył nożyczki na stole i wyszedł, unosząc świstek ze sobą.
Helena została samą i stała teraz nieruchoma, wpatrzona w płomień lampy, tak blada w tej chwili, iż zdawała się być blokiem marmuru.
Za oknami łopotała jesienna zawierucha, jak zbłąkany nietoperz, któremu nagle w ciemni listopadowej skrzydła wypowiadają posłuszeństwo.

KONIEC PRZEOBRAŻENIA DRUGIEGO.